niedziela, 4 maja 2014

Od Lucky "Wyprawa"


Dziś wstałam wcześnie... Miałam zamiar wyruszyć w podróż po nowe tereny... Poszłam do Bianki...
-Bianka?-zapytałam.
-Tak Lucky?-odpowiedziała.
-Wyruszam w podróż po nowy teren.-powiedziałam do wadery...
-Dobrze.-odparła. Ja poszłam w świat... Szłam w stronę zachodu. Zapuściłam się do ciemnego lasu... Przedzierałam się przez gęste rośliny, ale las był prawie martwy... Na drzewach nie było liści, na krzakach też... Tylko pojedyncze ptaki siadały na gałęziach.
-Aaaałłłłł!-krzyknęłam, ponieważ kolec ciernia wbił mi się w łapę... zaczęłam go wyciągać i w końcu puścił...
-Mam dość takich niespodzianek!-mruknęłam i poszłam dalej... Wyszłam z lasu. Teraz byłam Górach Mglistych, to źle wróżyło, ponieważ mogłam zgubić się we mgle... Ale poszłam dalej, potknęłam się o kamień, ale na szczęście nic mi się nie stało... Powędrowałam dalej...
-Wstrętna mgła.-burknęłam.
-No pięknie! Jeszcze się ściemnia...-powiedziałam i zaczęłam szukać miejsca na nocleg... Nagle zaczęło padać.
-Jeszcze pada?-powiedziałam i zaczęłam szybciej szukać tego miejsca...
-Ta jaskinia powinna się nadać... Zobaczymy.-powiedziałam i weszłam do małej jaskini... Po kilku minutach zasnęłam...

Dzień pierwszy wyprawy...

Rano wstałam i nic nie mówiąc poszłam dalej... Góry się nie kończyły, było jeszcze wiele przede mną... Już nie padało ale nadal było ślisko i w każdej chwili mogłam wpaść w przepaść. Zobaczyłam, że przede mną jest urwisko i był jeden ludzki drewniany most, długi most... Postanowiłam przejść. Rozejrzałam się, nie było ludzi więc weszłam na most i szłam przede siebie... Most był długi Nie było widać końców mostu, obejrzałam się za siebie, też nie widać... Poszłam dalej po moście, nagle usłyszałam zgrzyt i pęknięcie. To była deska mostu, na szczęście tylko jedna... Pobiegłam przede siebie i w końcu ujrzałam koniec mostu... Dotarłam na drugą stronę... Było ponuro i mgliście... Weszłam na szczyt góry i zobaczyłam dolinę...Biegłam przez góry ile sił w nogach i już byłam na zielonej trawie...
-Piękna dolina.-rzekłam i położyłam się na trawie...
-To to miejsce.-powiedziałam. Odpoczęłam. Postanowiłam zaryzykować i użyć moich mocy by się prze teleportować do watahy...
-No to zaczynamy.-powiedziała i zaczęłam...

Dzień drugi wyprawy...

Obudziłam się nieprzytomna na łące mojej watahy... Nade mną zobaczyłam głowę Bianki, która zapytała czy dobrze się czuję, ja nic nie odpowiedziałam... Gdy się trochę ocuciłam wstałam...
-Bianka znalazłam.-powiedziałam.
-Co, co znalazłaś?-zapytała.
-Krainę.-powiedziałam...
-Zabiorę Cię tam.-mruknęłam.
-Musisz odpocząć.-powiedziała Bianka.
-Nie, zabiorę...-nie dokończyłam.
-Idziesz do jaskini, wiesz jak wyglądasz? Masz poszarpane futro i widać Ci kości.-powiedziała wadera.
-To co?-powiedziałam i zaczęłam teleportację Bianki i mnie... To trwało jeden dzień...

Dzień trzeci wyprawy...

Obudziłam się na pięknym wzgórzu... Zobaczyłam Biankę leżącą na trawie...
-Wszystko dobrze?-zapytałam się. Bianka się ocuciła, wstała, i wpatrywała się w dolinę...
-To to?-zapytała.
-Tak, pięknie prawda?-zapytałam.
-Cudownie!-powiedziała.
-To teraz nasz nowy teren...-powiedziałam do wadery... Wróciłyśmy do watahy i wszystko toczyło się normalnie...

Koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz